Początkowo można odnieść wrażenie, że Suicide Song jest bardzo podobny do filmu Suicide Club w reżyserii Sion Sono. Otóż prawda jest taka, że nie bardzo są one podobne, no...może troszkę, ale problem w tym, że Suicide Club oglądało się jednym tchem, a tu? Szczerze mówiąc dawno się tak nie wynudziłam.
Kiedy młoda dziewczyna imieniem Kana popełnia samobójstwo po odśpiewaniu piosenki, jej znajomi pod przewodnictwem Anzu oraz grupy dziennikarzy, na czele której stoi Riku, postanawiają rozwiązać tą zagadkę. Wkrótce staje się to ich obsesją.
Odkrywają dziwną legendę, która mówi o pewnym utworze, który rzekomo zachęca do popełnienia samobójstwa. Badacze postanawiają w ramach eksperymentu przesłuchać utwór, co też czynią. Po jakimś czasie dwoje z nich popełnia samobójstwo, a Riku postanawia uchronić resztę osób zabierając ich do swojej rodzinnej miejscowości.
Film ten - można powiedzieć - to taki skrócony odpowiednik Suicide Club. Skrócony, choć jednak jego seans dłuży się nam niemiłosiernie. Wszystko za sprawą strasznie powolnego tempa akcji. Pierwsze 70 minut filmu (w całości wypada on ponad 2 godziny), to naprawdę mordęga. Dzieje się mało, a fabuła głównie skupia się na poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie co doprowadziło do śmierci Kany.
Widać, że pomysłów było tu sporo, jednak w całości wypadło słabo. To, co najbardziej uderza, to fakt, że film nie jest horrorem, a ten gatunek właśnie się mu przypisuje. Znalazłam może 2-3 sceny, które troszkę pod horror podchodziły, ale nic poza tym. I właśnie nie ukrywam, że tu się zawiodłam okrutnie, bo liczyłam na kolejny pełen napięcia j-horror, a otrzymałem jedynie thriller i to w nudnawym wykonaniu. Wszystko jest dosłownie usypiające i mało było momentów, które by mnie poderwały z fotela.
Być może za sprawą żeńskiego zespołu AKB48, który notabene istnieje w rzeczywistości, próbowano zwiększyć atrakcyjność tej produkcji. Być może było też na odwrót, że za pośrednictwem filmu chciano zwiększyć popularność zespołu. Mam nieodparte wrażenie, że ni jedno ni drugie nie wypaliło.
Owszem, miło się ogląda dziewczyny uśmiechnięte od ucha do ucha tańcujące na scenie, ale nie znaczy to, że miło ogląda się całość.
Ostatnie 45 minut filmu przyznam, że mnie zainteresowało, gdyż wówczas ma miejsce dochodzenie do prawdy o ''przeklętym utworze''. Dowiadujemy się wówczas, co doprowadziło do tego, iż piosenka ta okryła się tak ponurą sławą i obserwujemy zmagania bohaterów, aby zapobiec dalszym przypadkom samobójstw.
Suicide Song nie ma tak naprawdę nic do zaoferowania i jak dla mnie jest to jeden z gorszych japońskich ''horrorów'', jakie oglądałam w ostatnim czasie. Wszystko zdaje się zawiłe i niezrozumiałe, do tego pozbawione logiki.
Mam wrażenie, że nie został tu wykorzystany potencjał, jaki można było wykorzystać. Pomysł z ''przeklętą piosenką'' przyjąłby się tak samo dobrze, jak przyjęły się ''przeklęte'' taśmy wideo czy sms'y, ale niestety - tu zdecydowanie nie wyszło.
MOJA OCENA:




