piątek, 2 listopada 2018

Zonbi jieitai (aka Zombie Self-Defense Force); Japonia

Tego filmu nie należy brać na poważnie. Dlaczego? Otóż po pierwsze z uwagi na fabułę, która zakrawa na absurd totalny, a po drugie z uwagi na efekty specjalne, które przypominają te, jakie dane jest nam oglądać w filmach z początków lat 80-tych. Zaczynam się czepiać? Nie, jak najbardziej nie. Ponieważ japoński absurd wykorzystywany w filmach grozy, jest dla mnie nie lada radochą podczas seansu. Już na początku, kiedy moim oczom ukazał się latający spodek krążący nad lasem w okolicach góry Fuji, wiedziałam, że zabawna z pewnością będzie przednia. Dużo się nie pomyliłam.

Cała historia rozpoczyna się w momencie, kiedy w lesie u podnóża góry Fuji rozbija się wspomniany latający spodek. Po katastrofie rozsiewa on po okolicy promieniowanie, które powoduje iż zmarli ożywają. Jak nie trudno się domyślić, przemieniają się oni w krwiożercze zombie, które zaczynają terroryzować okolicę. Czoła tym potworom stawia grupka żołnierzy, przebywających akurat w lesie.

Zonbi jieitai to czysty gore połączony z komedią. Tak, widz, któremu japońskie kino grozy nieobce wie, że twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni dość często sięgają za taką kombinację i z reguły produkcje takie wychodzą im na dobre, zdobywając rzesze miłośników na całym świecie.
Film Naoyuki Tomomatsu jest całkiem niezłą produkcją, jeśli podejdziemy do niej z przymrużeniem oka. Owszem, z uwagi na tematykę nieumarłych, możemy film potraktować, jako horror, ale kilka naprawdę zabawnych scen podpina do niego etykietkę dość makabrycznej komedii.
Jest kilka plusów, na które należy tu zwrócić uwagę. Bez wątpienia jest to przede wszystkim charakteryzacja zombie. Wyglądają naprawdę przerażająco, nawet wtedy, gdy momentami zachowują się absurdalnie (ale czego wymagać od umarlaków?) Kolejnym ciekawym aspektem jest to, że niektóre zombie jakby zapamiętały swoje zawody, wykonywane jeszcze za życia. I tak np. fryzjerka dość rozkapryszonej piosenkarki - już jako zombie - dalej maszeruje z lakierem do włosów w dłoni i grzebieniem, gotowa do kolejnej stylizacji swojej klientki. Fotograf nadal trzyma aparat i zapewne robi zdjęcia, aczkolwiek nie bardzo wiem, jak one mu wychodzą, bo zdaje się fotografować cokolwiek nie przestrzegając jakichkolwiek zasad fotografii... ;)

Jak zwykle nie zabrakło nawiązań do japońskiej tradycji: gdy zabraknie ci kul, za co chwytasz? Oczywiście za samurajski miecz. Okazuje się, że pannica, która za miecz chwyciła jest postacią godną uwagi, co zresztą rzuca nam się w oczy już początkowo. O tym, że jest ona wyjątkowa, przekonujemy się w scenie finałowej, kiedy staje do walki z dawnym żołnierzem-zombie, niezwykle silnym i zdeterminowanym. Miecza oboje używają bardzo sprawnie, czego efektem jest bardzo popisowa akcja. Oczywiście kiczu w niej nie brak, ale jakby nie patrzeć - frajda jest. Jakby absurdu było mało, twórcy na sam koniec pokazują nam ów sprawcę całego zamieszania, czyli obcego, który wygląda, jak...Tamagotchi. Naprawdę jest to dopełnienie całej komedii, jaka charakteryzuje Zonbi jieitai .

Pośmiejemy się i to niejeden raz. Dlatego też jeżeli jesteś widzem, który nie toleruje japońskiego absurdu i połączeń horror-komedia, to nie chwytaj za tą produkcję, bo będzie to istny koszmar, przez który możesz nie przebrnąć. Jeżeli zaś czujesz do tego typu dzieł dziwną fascynację - jest to film dla Ciebie.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10


Reżyseria:
Naoyuki Tomomatsu

Scenariusz:
Naoyuki Tomomatsu
Chisato Oogawara

Rok produkcji:
2006

Obsada:
Kenji Arai
Norman England
Masayuki Hase
Yû Machimura
Mihiro
Eriko Nagamine
Hisakatsu Ôya
Shun Saeki
Yuya Takayama
Miyû Watase
Jun Yamasaki
Kiyo Yoshizawa


Brak komentarzy: