niedziela, 6 października 2019

Hideo Nakata - ,,W czasie studiów oglądałem jakieś 300 filmów rocznie''

Hideo Nakata ur. 19 lipca 1961 roku w niewielkiej wiosce Okayama w Japonii. Reżyser horrorów, znany w szczególności z rewelacyjnego Ringu (1998 r.). Jako młody chłopak pragnął uciec od wiejskiego życia, co spowodowało, że podjął studia dziennikarskie w Tokio. To właśnie tam poznał wielu kinomaniaków, którzy zaszczepili w nim miłość do kina. W późniejszym czasie Nakata chwytał się każdej pracy, która przybliżałaby go do filmu, jednak nigdy nie planował kręcić horrorów. Po studiach zatrudnił się w studiu filmowym Nikkatsu. Przez kilka lat pracował jako asystent reżyserów, m.in. Masaru Konuma. Swój debiut miał w roku 1992, kiedy nakręcił 3 krótkie historyjki grozy, znane pod tytułem Curse, Death & Spirits
Obecnie na swoim koncie ma on około 30 filmów (jako reżyser i scenarzysta), z których znaczną część stanowią właśnie filmy grozy. W większości są to produkcje japońskie, choć reżyser nie stroni od współpracy z Amerykanami, czego efektem są takie filmy jak: The Ring 2 (2005 r.) czy Chatroom (2010 r.). 
Poniżej Hideo Nakata opowiada o swojej pracy reżysera i przybliża serię Ring.

Donato Totaro: Jak rozpoczęła się Pańska przygoda z filmem? Czy zawsze był Pan wielbicielem horrorów?

Hideo Nakata: Wszystko zaczęło się na uniwersytecie, kiedy przeniosłem się z prowincji do Tokio. W czasie studiów oglądałem jakieś 300 filmów rocznie. Po zdaniu egzaminów zacząłem pracować w studiu filmowym Nikkatsu, pracowałem tam przez siedem lat jako asystent reżysera.
Nie specjalizowałem się wtedy w żadnym gatunku filmowym, nie marzyłem też o kręceniu horrorów. Pamiętam, że będąc w liceum obejrzałem Egzorcystę i jeszcze kilka innych filmów grozy, które zrobiły na mnie spore wrażenie. Nie mogę jednak powiedzieć, że moja przygoda z horrorem jest rezultatem świadomego wyboru.

D.T.: Pańskim debiutem fabularnym był film Ghost Actress. Czy mógłby Pan w kilku słowach o nim opowiedzieć? Czy był to film podobny w stylistyce i nastroju do produkcji z serii Ring?

H.N.: Tak, niektórzy uważają, że Ghost Actress pod wieloma względami przypomina moje późniejsze filmy. Ale na przykład pan Takahashi, który był współautorem scenariusza mojego debiutu wcale nie uważa Ghost Actress za film grozy. Mamy oczywiście główną bohaterkę Shujinko, widmową aktorkę, która pokazuje w filmie swoją twarz, ale zbudowany w ten sposób nastrój grozy nie jest wystarczający. W Ringu natomiast mamy dziewczynkę, której spod włosów widać tylko jedno oko i to wystarcza, aby uczynić z niej naprawdę przerażającą, diaboliczną postać. Nie chodzi o to, aby je ze sobą porównywać. To, co widzimy w Ringu, nazwałbym zemstą bohaterki, która jest zresztą ponownie prześladowana w Ringu 2.

D.T.: Jak szybko powstała druga część Ringu?

H.N.: Przygotowania do produkcji łącznie z pisaniem scenariusza trwały 3-4 miesiące, postprodukcja około 4 miesięcy, zaś same zdjęcia zajęły nam jakieś 5 tygodni.

D.T.: Jak doszło do tego, że zaangażował się Pan w ten projekt?

H.N.: No cóż, po sukcesie filmu Ghost Actress zaczęli się do mnie zgłaszać różni producenci. Okazało się również, że autorowi Ringu Koji Suzuki podobały się moje poprzednie filmy i poprosił mnie o sfilmowanie swojej powieści.

D.T.: Powieść Ring odniosła olbrzymi sukces. Czy była już bestsellerem zanim powstał film, czy dopiero jej ekranizacja przyczyniła się do popularności książki?

H.N.: Było i tak, i tak. Po premierze filmu sprzedaż Ringu naturalnie wzrosła. Są jednak jeszcze dwie inne powieści z tej serii zatytułowane Loop (,,Pętla'') oraz Spiral (,,Spirala''). Ring był zdecydowanie najpopularniejszą częścią trylogii - sprzedał się w ilości 500 000 egzemplarzy. Po premierze filmu wydawnictwo Radokawa Shozen zorganizowało wielką kampanię reklamową, dzięki której sprzedaż samego tylko Ringu wzrosła w sumie do 1,5 miliona egzemplarzy. Tak więc książka i film wypromowały siebie nawzajem.

D.T.: Czy film jest wierny powieści, czy też różni się od niej w znacznym stopniu, na przykład jeśli chodzi o styl, filozofię?

H.N.: Wprowadziliśmy kilka zmian. W oryginale Ring jest jednocześnie horrorem i powieścią z tajemnicą. Jednym z kluczy do tej tajemnicy jest w książce maszyna o nazwie psychometr, która po podłączeniu do niej człowieka odczytuje jego wspomnienia. Głównym bohaterem powieści jest mężczyzna; w filmie zaś główną postacią jest kobieta. Pogłoska o filmie wideo, który w ciągu tygodnia zabija każdego kto go obejrzy istniała już wcześniej, była czymś w rodzaju miejskiej legendy szerzącej się w pewnych kręgach młodzieży, głównie wśród licealistów. Myślę, że kręcąc film na podstawie już istniejącej historii i zmieniając jedynie kilka szczegółów trafiliśmy w dziesiątkę. Tak się składa, że zarówno w filmie, jak i w rzeczywistości pogłoski o zabójczym wideo narodziły się w tym samym miejscu, w małych barach, do których ludzie przychodzą się napić i coś zjeść. Większość japońskich nastolatków ma telefony komórkowe. W dniu premiery Ringu odwiedziłem pięć czy sześć kin i w każdym z nich po zakończeniu pokazu widziałem dzieciaki dzwoniące do siebie nawzajem z komórek i mówiące: ,,To naprawdę przerażający film, musisz go koniecznie zobaczyć!'' Ta spontaniczna kampania reklamowa wśród nastolatków bardzo mi się podobała.

D.T.: Czy w którymkolwiek momencie producenci protestowali przeciwko Pańskiemu subtelnemu stylowi realizacji - bądź co bądź - horroru?

H.N.: Nie było żadnych protestów, ale odczułem ich poważne wątpliwości. Producenci pytali dlaczego w filmie nie pokazujemy scen gwałtownej śmierci, ani w ogóle żadnych scen śmierci, skoro w książce proces umierania jest szczegółowo opisany. Mieli również wątpliwości co do pomysłu, aby bohaterowie umierali równo w tydzień po obejrzeniu zabójczego filmu. Ostatecznie jednak udało mi się przeforsować moją wersję, bez ostentacyjnego pokazywania scen śmierci, a producenci ją poparli.

D.T.: Czy Ring jest dla Pana powrotem do tradycji dawnych japońskich opowieści grozy? Kiedy go po raz pierwszy oglądałem, przyszły mi do głowy takie filmy, jak Kwaidan i Ugetsu. Przyroda została przedstawiona w nich w podobny sposób jak w Ringu. Czy to świadome nawiązanie?

H.N.: Tak, między tymi filmami a Ringiem jest pewne podobieństwo. Ale Ring nawiązuje nie tylko do Kwaidan i Ugetsu, lecz również do tradycji teatru Kabuki i klasycznego już japońskiego horroru The Ghost of Yotsuya. Oprócz tego czerpałem także z dawnych japońskich legend i japońskiej tradycji. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby pokazać w tym filmie przerażające oblicze przyrody. Kręciliśmy między innymi w Oshima, gdzie coś niedobrego wprost wisiało w powietrzu. Samo washitsu [tradycyjne japońskie wnętrze] wzbudza niepokój z powodu panujących w nim ciemności. Tak więc groza jest jednym z nieodłącznych elementów japońskiej tradycji zjawisk nadprzyrodzonych oraz elementem japońskiej przyrody, a nie tylko elementem horroru jako gatunku filmowego.

D.T.: Wspominał Pan o klasycznym japońskim horrorze. Miał Pan na myśli film czy powieść?

H.N.: Miałem na myśli opartą na faktach historię pewnego cmentarza. ,,Yotsuya Kaidan'' to klasyczna japońska opowieść licząca sobie z górą 40 lat. W Japonii lato jest porą horrorów, panujące wówczas upały i duchota skłaniają ludzi do szukania dreszczyku w kinie lub przerażających opowieściach. ,,Yotsuya Kaidan'' gości w japońskich kinach od przeszło 40 lat, najlepszą moim zdaniem filmową wersją tej opowieści jest Tokaido Yotsuya Kaidan (1959 r.) w reżyserii Nakagawy Nobuo. To prawdziwa perełka. Istnieje pięć czy sześć wersji tej historii, ale ta jest według mnie najlepsza. Motywem przewodnim jest Yotsuya Kaidan - istniejący naprawdę obszar w centrum Tokio, gdzie miały miejsce pewne niewyjaśnione zdarzenia. Sama historia wywodzi się z okresu, gdy Tokio nazywało się jeszcze Edo, a jej bohaterem jest ubogi japoński wieśniak, który pragnie zostać samurajem. Wieśniak podejrzewa, że żona zdradza go z niewidomym masażystą, zabija więc oboje. Żonie podaje truciznę, po której jej twarz ulega zniekształceniu zupełnie jakby wylano na nią kwas. Zamordowani kochankowie powracają jednak do życia, aby dręczyć swego zabójcę.

D.T.: Bardzo podobała mi się scena, w której jasnowidzowi ukazują się Shizuko i Sadako. Ta retrospekcja po części przypomina dokument, ale pojawiają się w niej również elementy surrealistyczne. W jaki sposób uzyskał Pan taki efekt?

H.N.: Scenę tę nakręciliśmy na 35-milimetrowej taśmie, chociaż braliśmy także pod uwagę taśmę 8-milimetrową lub domową kamerę wideo. 35-milimetrowa taśma została następnie poddana obróbce w laboratorium, gdzie komputerowo dodano efekt ziarna. Fachowiec z laboratorium nie chciał mi zdradzić swojego sekretu, tak więc do tej pory nie wiem jak to zostało zrobione! Wiem jedynie, że na pewnym etapie obróbki 35-milimetrowa taśma została zmieniona w format wideo.

D.T.: Grube ziarno widać też na niosącym śmierć filmie wideo.
Czy te zdjęcia były kręcone w podobny sposób?

H.N.: W tym przypadku zastosowaliśmy tę samą technikę. To ciekawe, że użył pan terminu ,,surrealizm'', ponieważ kręcąc scenę do ,,przeklętego'' filmu staraliśmy się nie dawać widzowi żadnych punktów odniesienia; chodziło o to, aby nie wiedział, gdzie toczy się akcja, co to za miejsce, skąd dochodzi światło i skąd się biorą cienie. Zależało nam na tym, aby widz nie wiedział z czyjego punktu widzenia kręcona była scena ani gdzie znajduje się źródło światła. Chcieliśmy w tym fragmencie uzyskać atmosferę sennego koszmaru, kiedy nie wiadomo co jest czym.

D.T.: Ogromne wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia, na których twarze rozpływają się stając się nieczytelne. Czy to było rozwiązanie sugerowane przez powieść, czy też sam Pan na nie wpadł? Pytam o to dlatego, że w XIX wieku, kiedy wynaleziono pierwsze aparaty fotograficzne, powstały grupy ludzi nazywających siebie spirytualistami. Ludzie ci wierzyli, że na fotografiach mogą się w formie cieni pojawiać twarze zmarłych osób. Czy wiedział Pan o tym wcześniej i świadomie wykorzystał to w swoim filmie?

H.N.: Pan Takahashi, który wspólnie ze mną pisał scenariusz, naciskał aby w filmie pojawiły się tajemnicze fotografie. Wpadł na ten pomysł dzięki historii pewnego medium, niejakiej Mifune Chizuko. Kobieta ta miała zdolności paranormalne polegające na materializowaniu słów na papierze, jest to częsta umiejętność wśród osób o nadprzyrodzonych zdolnościach. Z fotografiami związana jest jeszcze jedna historia. Z uniwersytetu w Tokio wyrzucono kiedyś pewnego profesora, który prowadził badania w dziedzinie zjawisk paranormalnych. Obiektem jego badań był nie kto inny jak Mifune Chizuko. Oczywiście zajmujący się takimi sprawami profesor uniwersytetu nie mógł być traktowany poważnie. W Japonii są jednak ludzie, którzy na własne oczy widzieli zjawisko shinrei shashin, czyli fotografie duchów albo zjaw. Wiele osób o tym opowiada. To dość popularny fenomen, chociaż według mnie nie do końca prawdziwy: część tych historii została w oczywisty sposób zmyślona. Prowadzono jednak badania naukowe w tej dziedzinie i stąd własnie w filmie wzięły się zniekształcone fotografie, scenarzysta poszperał w pracach naukowych na ten temat.

D.T.: Kiedy profesor uniwersytetu w Tokio prowadził swoje badania?

H.N.: Chyba na początku XX wieku.

D.T.: Muzyka odgrywa w Ringu bardzo ważną rolę, zwłaszcza w scenie, w której oglądamy fragment ,,przeklętego'' filmu wideo. Słychać wówczas coś w rodzaju zakłóceń technicznych, ale ten dźwięk ma w sobie coś nadnaturalnego. W jakim stopniu miał Pan wpływ na muzykę?

H.N.: Muzykę do Ringu i Ringu 2 skomponował ten sam człowiek, który napisał ścieżkę dźwiękową do Ghost In The Shell - Kenji Kawai. Pracował ze mną przy całej serii. Przez cały czas ściśle współpracowałem też z fachowcem odpowiedzialnym za efekty dźwiękowe, to bardzo utalentowany człowiek. Same tylko efekty dźwiękowe nagrywaliśmy na 50 ścieżkach, a do zmiksowania dzwonka telefonu wykorzystaliśmy aż cztery różne dzwonki ponieważ nie chcieliśmy, żeby przypominał dźwięk hollywoodzkiego dzwonka telefonicznego! Codziennie szczegółowo wszystko omawialiśmy, dyskutowaliśmy o jakości dźwięku i sposobie realizacji efektów dźwiękowych. Odgłosy tła zajęły Kenji Kawaiemu 50 ścieżek, tyle samo co efekty dźwiękowe. Było to ogromne przedsięwzięcie, a ponieważ zależało nam na jak najwyższej jakości dźwięku, Kawai osobiście wszystkiego nadzorował. W rezultacie widzowi trudno jest odróżnić muzykę od efektów dźwiękowych ponieważ zostały tak doskonale wkomponowane w ścieżkę dźwiękową.

D.T.: Film odniósł olbrzymi sukces. Jednym z powodów tej popularności jest towarzysząca mu atmosfera tajemnicy. Mamy tu do czynienia z mitem, z czymś co nie jest do końca nazwane, z niedopowiedzeniem, i to się właśnie widzom podoba. W kulturze zachodniej studnia, woda, świat podziemny mają metaforyczne znaczenia. Czy nie mylę się sądząc, że studnia jest w Ringu symbolem tego, co podświadome? Zauważyłem, że w Ringu 2 studnia jest o wiele głębsza, czy to znaczy, że groza sięga w tym filmie głębiej w podświadomość widza? Ring 2 jest coraz bardziej popularny, coraz bardziej wrasta w naszą podświadomość, i dlatego studnia jest głębsza?

H.N.: Ze studnią związana jest pewna historia. W tradycyjnej opowieści zatytułowanej Bancho Sarayasaiki, studnia jest nawiedzana przez złe duchy. Kiedy jako dziecko mieszkałem na wsi, zobaczyłem kiedyś studnię głęboką na jakieś 5 metrów. Może nie jest to zbyt głęboko, ale w moich oczach dziecka ta studnia była piekielną czeluścią bez dna. Wydawało mi się, że gdybym do niej wpadł, nigdy bym się już z niej nie wydostał. W Ringu 2 istnieje związek pomiędzy studnią a ekranem telewizora, ten ostatni jest czymś w rodzaju bramy piekielnej. Musi zatem również istnieć związek pomiędzy ekranem telewizora i podświadomością a studnią i złymi duchami. To ciekawe, że możemy interpretować studnię jako rodzaj łącznika ze światem podziemnym.

D.T.: Bardzo azjatycką cechą tego filmu, niespotykaną w zachodnich horrorach, jest dla mnie idea transcendencji, przenikania się świata żywych i umarłych. Ludzie umierają po to, aby powrócić na Ziemię w takie czy innej postaci. W filmie nie ma jednak mowy o duszy, mówi się raczej o pewnego rodzaju cielesnej energii, jest to z kolei nawiązanie do tradycyjnej medycyny Wschodu. Czy to właśnie odróżnia Pańskie filmy od zachodnich produkcji?

H.N.: Cóż, nie specjalizuję się w japońskiej tradycji teatralnej, w teatrze Kabuki czy No, lecz zwłaszcza w tym ostatnim głównym bohaterem bywa najczęściej zmarły, który powraca do świata żywych, aby opowiedzieć swoją historię. Mówi o swych dawnych przyjaciołach, kochankach, o ziemskich przyjemnościach; z tej perspektywy nie różni się tak bardzo od tych, którzy wciąż żyją. Tradycje japońskie z pewnością wywarły na mnie olbrzymi wpływ, jednak czerpałem również z takich źródeł jak The Haunting Roberta Wise'a czy noweli Turn on The Screw Henry'ego Jamesa, która została przeniesiona na ekran przez brytyjskiego reżysera Jacka Claytona. Mogę więc śmiało powiedzieć, że wzorowałem się również na twórcach spoza Japonii. Mój scenarzysta bardzo mnie namawiał do obejrzenia tych filmów. Jeśli chodzi o Ring, jest to realistyczna opowieść o duchach, w której chodzi o coś więcej niż tylko o pokazanie świata w czarno-białych barwach czy o życie i śmierć. Ważne jest to, co znajduje się pomiędzy nimi. Sięgałem przy tym zarówno do tradycji kina japońskiego, jak i do filmów zachodnich reżyserów.

D.T.: Czy jeszcze jacyś reżyserzy filmowi wywarli na Pana wpływ, może reżyserzy horrorów?

H.N.: Duży wpływ wywarła na mnie seria horrorów o Amityville.

D.T.: Czy zna Pan reżysera prequela Ring 0: The Birthday?

H.N.: Tak, to człowiek o dużym wyczuciu gatunku, jakim jest horror - Tsuruta Norio.
Mój scenarzysta, pan Takahashi bardzo ceni jego filmy.

D.T.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia przy kolejnych projektach.


Rozmowa przeprowadzona 21 lipca 2000 roku. 

8 komentarzy:

Adam Mielewczyk pisze...

Cieszę się, że Nakata pozostał przy gatunku jakim jest horror, bo filmy tworzy naprawdę świetne.

Anonimowy pisze...

Nakata to genialny reżyser! Jego filmy to prawdziwe mistrzostwo, choć do tak kultowych reżyserów, jak David Lynch czy Akira Kurosawa jeszcze mu brakuje, ale uważam, że jeszcze się wybije. Jego ,,Ring'' czy ,,Dark Water'' już mają łatkę filmów kultowych wśród miłośników j-horroru.

Deicide666 pisze...

Gdzieś kiedyś czytałem, że gdyby nie remake ,,Ringu'' Verbinskiego, to o Nakacie nikt by na zachodzie nie słyszał! :D

Adam Mroczek pisze...

Deicide666 - to chyba jakiś żart i chyba w to nie wierzysz? Przecież o Nakacie świat zachodu usłyszał dużo szybciej, niż pojawił się remake Verbinskiego.

Agnieszka Kijewska pisze...

Ogólnie ten, kto napisał, że Nakata wybił się dzięki Verbinskiemu, to straszne głupoty napisał. Tak naprawdę Nakata wybił się ze swoim ,,Ringiem'' dzięki książce Suzuki, która była już na zachodzie znana. Film Nakaty był niczym wisienka na torcie, a co więcej - nawet można napisać, że i Suzuki wybił się na Nakacie, bo dzięki filmowi japońskiego reżysera, książka zaczęła się sprzedawać, jak przysłowiowe świeże bułeczki.

Anonimowy pisze...

Masz rację Agnieszka. W zupełności się z Tobą zgadzam.

Martyna Kazimierczak pisze...

Bardzo dobry reżyser jeden z wielu moich ulubionych. Jego technika tworzenia filmów jest wprost niewiarygodna. Potrafi utrzymać napięcie niemalże cały czas, nie pokazuje dosadnie tego, co widz chciałby z pewnością zobaczyć. Jego filmów nie da się zapomnieć.

Bartek Skolimowski pisze...

Szkoda, że ostatnimi czasy osiadł na laurach i nie kręci nic nowego, a przynajmniej nic mi nie wiadomo, żeby stworzył jakiś dobry horror.