niedziela, 15 maja 2022

The Grudge (aka Klątwa); USA

Dwadzieścia lat temu nowa fala nadprzyrodzonych japońskich horrorów podrzuciła zachodniemu kinu grozy świeże tropy i pomysły do gatunku, który ich bardzo potrzebuje. Złowrogie skrzyżowanie technologii i zaświatów: obecność duchów, które wyglądały jak gnijące wersje demonów z japońskiego folkloru, czy nienasycona i mordercza kobieca furia, która wybuchała niczym wulkan i niszczyła wszystko i wszystkich, którzy stanęli na jej drodze - wszystko to sprawiło, że tzw. J-Horror (nazwa powstała w Stanach Zjednoczonych) stał się niczym muzyczna kategoria indie rocka w XXI wieku. Mimo tego, mimo całej swojej złożonej grozy i złośliwości wydawało się, że niektóre z filmów powstały na chybił trafił. Oryginalny film z 2000 roku - Ju-On: The Curse w reżyserii Takashiego Shimizu, stał się jednym z najbardziej przerażających j-horrorów i jednym z najbardziej popularnych nie tylko w rodzimej Japonii, ale też na całym świecie (mimo tego, że nie była to wersja kinowa, a telewizyjna). Fabuła opierała się na prostym schemacie historii nawiedzonego domu - nie mniej banalna lub oczywista niż Amityville Horror (1979 r.; remake z 2005 roku). Amerykański remake z Sarah Michelle Gellar z 2004 roku okazał się już niestety tworem hybrydowym, którym można się było oczywiście zainteresować, ale na kolana raczej nie powalał (recenzja tutaj). 


Detektyw Muldon po śmierci męża przeprowadza się wraz z synem do małego miasteczka, aby rozpocząć życie od nowa. Pierwszego dnia pracy zostaje wraz z partnerem wezwana do odnalezionych w przydrożnych chaszczach mocno zniszczonych zwłok znajdujących się w samochodzie. Kobieta starając się rozwikłać zagadkę śmierci denatki, natrafia na mroczną sprawę pewnej rodziny, w której doszło do makabrycznej zbrodni. Sprawa sprzed kilku lat zaczyna coraz bardziej pochłaniać panią detektyw. Mimo ostrzeżeń wielu osób pracujących nad tą sprawą, kobieta nie odpuszcza. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, w jak wielkie niebezpieczeństwo się wplątuje. Nie tylko jej życie jest zagrożone, ale również przyjaciół i najbliższych...

Teraz po kolejnych kilku latach otrzymujemy reboot remake'a. Jak bardzo jest źle? W apatycznej, wytartej i pozbawionej strachu nowej wersji The Grudge jest dom przy Reyburn Drive 44, który został przeklęty przez kobiecego ducha pałającego niewyobrażalnym gniewem. Los każdej osoby, która wejdzie do nawiedzonego domu, zostaje już na zawsze przypieczętowany.
Co spotyka tych ludzi? Ano cała masa ,,cudaczności'': zbliżają się do wanien wypełnionych brudną wodą, czują dziwne palce we włosach, stają w obliczu spojrzeń śmierci, obcinają sobie palce i stają twarzą w twarz z powykrzywianymi w grymasie krzyku - niczym w obrazach Francisa Bacona - bladymi obliczami ofiar morderczej klątwy. A wokół wszystkiego krążą muchy...
To jest mniej więcej cała sztuczka filmu Nicolasa Pesce, który jest tu odpowiedzialny za reżyserię.

Szczerze powiedziawszy, to czuję się całym obrazem zawiedziona. Pewnie, że dziś j-horrory nie są już ani nowe, ani zbyt oryginalne. Dawno temu podbijały zachodnie kina na długo przed tym, jak na ekranach pojawiła się amerykańska wersja Ringu (2002 r.) - jest to doskonały przykład tego, jak dramatycznie niektóre z tych filmów się postarzały, mimo że Ringu (1998 r.) sam w sobie jest filmem definiującym, a idea ducha kierowanego taśmą wideo obecnie wydaje się równie przerażająca, jak horror o demonicznej maszynie do pisania. Jednak The Grudge wkracza na przysłowiowy kruchy lód. Jest kolejnym nieszczęśnikiem, którego dotknęła klątwa nawiedzonego domu.

,,To się znowu dzieje! I nigdy się nie skończy!'' Te słowa wykrzykuje okaleczony były gliniarz przebywający w zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych, którego życie zniszczyła tytułowa klątwa. Jego słowa mogą być również dobrą odpowiedzią na to, że Sam Raimi, którego fanom filmowej grozy przedstawiać nie trzeba, ponownie zabrał się za serię o nawiedzonym domu. Raimi podjął się produkcji, oddając pałeczkę 30-letniemu Pesce, który jednak moim zdaniem nie do końca poradził sobie z zadaniem, które mu dano do wykonania. Film jest totalnie przeciętny i niestety, sceny które powinny być przerażające, wcale takie nie są. Kobieta, która gryzie kikuty własnych palców - to jest mocne, ale nie robi większego wrażenia na widzu, który z horrorem obcuje już od bez mała 30 lat. Robaki wpełzające do jamy nosowej zwłok też jakoś nie powalają. Problem w tym, że podczas seansu, bardzo szybko sobie uświadamiamy, że ta tytułowa klątwa tutaj się tak naprawdę nigdy nie zaczęła. I chociaż Pesce dość oszczędnie igra z oryginalnymi wątkami (aczkolwiek są też takie, które pojawiają się nagminnie w każdej części), to czy jednak naprawdę interesuje nas, co kryje się pod mętną wodą w wypełnionej po brzegi wannie? Te obrazy są nam tak bardzo dobrze znane, że nawet już nie są przerażające. Czy istnieje wciąż wygłodniała grupa fanów, która domaga się tego więcej? Czekałam na ten film niecierpliwie, ale wiedziałam, że nie mogę spodziewać się czegoś innowacyjnego i się nie pomyliłam.

Budowa filmu przypomina wszystkie inne dotychczas. Fabuła jest dość chaotyczna i tylko niekiedy da się wyłapać jako taką logikę, choć całość nie prezentuje się nadzwyczaj ciekawie. Niestety za duży błąd uważam to, że historia, którą oglądamy (a która prowadzi nas wstecz wydarzeń), poprzedzona jest napisami z konkretną datą. Psuje to całą zabawę, gdyż mniej więcej wiemy, co spotka każdego z bohaterów. W takim wypadku nie ma żadnej tajemnicy i nie ogarnie nas ciekawość co do śmierci poszczególnych bohaterów, gdyż poznajemy ich znacznie szybciej widząc finalny efekt ich żywota, więc oglądanie ich historii życiowej poprzedzającej śmierć, nie jest jakoś szalenie wciągające. Nagromadzenie wciąż nowych postaci sprawia, że bohaterowie stają się dla nas jedynie postaciami epizodycznymi. Nie mamy nawet szans się z nimi zżyć.
Na uwagę z pewnością zasługuje grana przez Lin Shaye (Naznaczony; 2010 r.) niepokojąca postać Faith. Scena, w której kobieta demonicznie się śmieje pokazując swoje obcięte palce u dłoni jest jedną z ciekawszych w całym filmie.
Jest jeszcze jedna sprawa, której nie mogę tu pominąć i która mnie bardzo boli - jako zagorzałą fankę japońskich oryginałów. Jest to przede wszystkim minimalne wręcz ukazanie ducha (odpowiednika Kayako) oraz kompletny brak w filmie ducha chłopca, który w oryginalnym horrorze nosił imię Toshio (tu mamy dziewczynkę imieniem Melinda, która pojawia się wręcz epizodycznie). Wszystko to sprawie, że The Grudge Nicolasa Pesce jest kolejnym średniakiem, który utonie w morzu kolejnych średniaków, jakie pojawią się na światowym rynku filmowej grozy.

Jak wspominają bohaterowie większości części Klątw - ,,To się nigdy nie skończy!'' Ja już się niemal modlę, aby ta klątwa w filmowych odsłonach umarła i po raz kolejny już się nie narodziła...

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹 5/10


Reżyseria:
Nicolas Pesce

Scenariusz:
Nicolas Pesce
Jeff Buhler
Takashi Shimizu

Rok produkcji:
2020

Obsada:
Tara Westwood
Junko Bailey
Zoe Fish
David Lawrence Brown
Andrea Riseborough
John J. Hansen
Joe Marsh Garland
Demian Bichir
Bradley Sawatzky
Lin Shaye
John Cho
Betty Gilpin
Stephanie Sy
Jacki Weaver
Marina Stephenson Kerr
Steven Ratzlaff
Frankie Faison
William Sadler
Maria Anne Grant
Nancy Soler
Ray Strachan
Adam Brooks
Tracy Penner
Ernesto Griffith
Derek James Trapp
Stefanie Sherk
Robin Ruel
Robert Kostyra
Jim Kirby
Lorrie Papadopoulos
Frederick Allen


7 komentarzy:

Klaudiusz pisze...

Twórcy, którzy stoją za tym filmem, powinni ze wstydem zwiesić głowy.
Szukałem przyzwoitego horroru 2020 i ten był polecany, a poza tym było o nim dość głośno, więc jak ,,Klątwa'', to czemu nie? O jej... fabuła filmu wygląda tak... dialog/przerażająca muzyka/aaaaaagggh uuugghhhh/wstaw jakiś 'horror' (niezwiązany z niczym)/powtórz 15 razy/koniec filmu. Do śmieci.

Marcin Broda pisze...

Baaardzo mizerny z tego filmu horror, nie mówiąc już, że to ,,Klątwa". Wstyd.

Deicide666 pisze...

Dobra fotografia i reżyseria, ale scenariusz nie ma sensu. Od początku do końca zadawałem sobie pytanie: dlaczego tak się dzieje? Co tu się dzieje? Byłem fanem oryginału, ale ten film to pomyłka. Dlaczego?

Bartek Skolimowski pisze...

Jedyne, co mi się podobało w tym filmie to gra aktorów. Sam film jest straszn...nie kiepski. Mógł to być właściwie każdy dowolny horror z dziewczyną z długimi włosami, a tytuł już każdy mógł sobie dobrać...jak na przykład ,,Klątwa'', która idealnie się wpisała w kanon bohaterki z długimi włosami.
Tak na serio, to ,,Klątwa'' nigdy nie powinna być przerobiona.

Radek pisze...

Mi się ten horror podobał. Oczywiście wersje Shimizu nie mają sobie równych, ale ten film podobał mi się bardziej niż te wszystkie inne wariacje typu ,,
,,Grudge: The Old Lady in White'' czy ,,Grudge: Girl in Black''.

Martyna Kazimierczak pisze...

Lin Shaye jest jedynym plusem tego filmu.

Vomitron_G pisze...

Ten film był bardzo nudny, a aktorstwo zdecydowanie też tego nie zrekompensowało. To było naprawdę banalne i przewidywalne. Wszystko to sprawiło, że doświadczenie było okropne, jestem zaskoczony, że przesiedziałem to wszystko bez zasypiania lub odchodzenia od ekranu - z całą szczerością. Zdecydowanie wolę starą wersję The Grudge.