poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Raang Song (aka The Medium/Medium); Tajlandia/Korea Południowa

 

W roku 2004 Banjong Pisanthanakun i jego ówczesny współpracownik Parkpoom Wongpoom rozpoczęli swoją karierę reżyserską od nakręcenia znakomitego horroru nadprzyrodzonego Shutter, który okazał się tak efektowny, że do tej pory przerabiano go co najmniej dwukrotnie za granicą, choć ze zdecydowanie mniejszym rozmachem. Od tego właśnie czasu rozpoczął się ogromny ,,boom'' tajskich produkcji grozy, zaś Pisanthanakun stał się niemal ikoną filmów grozy w rodzimym kraju, a wśród zachodnich miłośników skośnookich horrorów jednym z najbardziej płodnych dalekowschodnich reżyserów. Najnowszy horror Medium, który swoją polską premierę miał 18 marca zapewne nie odsunie w cień kultowego już dziś Shuttera, ale na pewno zapadnie w pamięć wielu fanom filmowej grozy, gdyż jest to niesamowita saga o demonicznym opętaniu, będąca znakiem udanego powrotu do prawdziwego rasowego horroru (po kilku horrorowo-komediowych produkcjach). Jest to przede wszystkim historia osadzona bardzo mocno w tajskim środowisku, więc ci widzowie, którzy zaraz zaczną bojkotować, że to jakiś ,,odgrzewany kotlet'' i pochodna Egzorcysty srogo się zawiodą. 

Ekipa filmowców kręci film dokumentalny o Nim - tajskiej szamance bogini BaYan, która udaje się w podróż do swojej rodzinnej wioski w północno-wschodnim regionie Isan w Tajlandii. W wiosce mieszka między innymi Ming, siostrzenica Nim, która od pewnego czasu wykazuje dziwne objawy, sugerujące, że dziewczyna być może odziedziczyła dar szamaństwa. Filmowcy postanawiają śledzić Ming, mając nadzieję na uchwycenie momentu kiedy dar zostanie przekazany następnemu pokoleniu. Wkrótce dziwaczne zachowanie dziewczyny staje się coraz bardziej ekstremalne, a Nim zdaje sobie sprawę, że być może istota, która manifestuje się w Ming, nie jest wcale opiekuńczą boginią Ba Yan.

Medium to film zrealizowany w stylistyce found footage. Nie ukrywam, że lubię ten gatunek horroru, aczkolwiek od jakiegoś już czasu odnoszę wrażenie, że tego rodzaju produkcje kręcone są coraz gorzej, gdyż zazwyczaj na ekranie ukazany jest jeden wielki chaos i guzik widać. Po dłuższej chwili oglądania takiego obrazu, sami dostajemy niemalże oczopląsu. Horror Pisanthanakuna nie odbiega znacznie od tej reguły, ale z pewnością to jeden z najbardziej ciekawszych filmów grozy, jakie ukazały się w ostatnich latach. To, co z pewnością przykuje naszą uwagę, to stopniowe budowanie napięcia, które sprawia, że z każdą minutą coraz to bardziej włosy nam stają dęba oraz efektowne widoki i elementy tajskiej kultury, które cieszą oko przy każdej okazji. 

Mówi się, że horror działa najlepiej, gdy jest pozostawiony wyobraźni. Wystarczy pokazać widzom niesamowite ruchy, niesamowicie wygięte ciała opętanych bohaterów, sceny z makabrycznymi przedmiotami i zwłokami zwierząt, a także ukazanie tego, co codzienne teraz wydaje się zepsute. Właśnie taki jest przepis na tą tajsko-koreańską produkcję grozy i przyznam Wam, że ten przepis sprawdza się tu doskonale, nawet pomimo tego, że film momentami wydaje się nieco przydługi, jednak niech Was to nie zniechęci, gdyż wszystko ma swoją przyczynę i skutek. 

W Medium to co przerażające istnieje w małych rzeczach – tutaj ciche przywołanie, tam przesądne skinienie głową. W przeciwieństwie do zachodnich horrorów, w których to, co nadprzyrodzone, żyje we własnym, dyskretnym królestwie, milczące zrozumienie w Medium, że żyjemy w świecie niewidzialnych duchów, sprawia, że ​​jest to tym bardziej powiązane - i przerażające, gdy wywołuje strach. Nawet reżyser zauważył podobieństwa między praktykami szamanistycznymi w krajach azjatyckich, pokazując, jak bardzo jest to zakorzenione w kulturze azjatyckiej. Jednak gdy film wejdzie w decydującą fazę jest krwawo, brutalnie i...niekiedy denerwująco. Dzięki ręcznej kamerze, nie zawsze mamy wyraźny obraz tego, co główna bohaterka robi. Tworzy to poczucie bezradności. W miarę jak coraz więcej ofiar zostaje opętanych, film rozwija się w przerażające crescendo – a wszystko to bez pokazywania nam, co dokładnie jest w posiadaniu tych wszystkich ludzi. Kamera chwieje się na plecach bohaterów, przez co zastanawiamy się, co się z nimi dzieje, gdy powoli zbliżamy się do kolejnej ofiary.

Podobnie jak w przypadku wszystkich podobnych horrorów w stylu dokumentalnym, w Medium są sceny, w których włączony jest tryb noktowizora w aparacie, a także inne, które ukazują perspektywę kamer CCTV zainstalowanych w domu ofiary. Każda sekunda oświetlania ekranu charakterystyczną zieloną poświatą kamery noktowizyjnej staje się ćwiczeniem w nieskrępowanym przerażeniu. I tak na przykład jest w scenach kiedy kamery uchwyciły Ming najpierw pod schodami, a potem unoszącą się nad jej matką, jakby była gotowa na pyszną przekąskę o północy. Mówię Wam, że poczujemy autentyczny dreszcz na plecach.

Ming wpada w napady przemocy podczas uroczystej parady, a kiedy zaginie, mieszkańcy wioski desperacko szukają jej, gdy piękny gobelin z fajerwerkami rozbłyskuje na niebie. To niepokojące i subtelnie wyczerpuje widzów przed terrorem, który nadejdzie. Wielki finał filmu jest jednak trochę przesadzony, ponieważ przechodzi w pełny tryb horroru The Ring/Ju-On/ShutterJak na film, który jest przede wszystkim subtelny, jeśli chodzi o jego przerażenie, ostatni akt jest, jednym słowem, przesadny. Nie znaczy to, że nie jest przerażający, ponieważ jest tak przerażający, że kilka razy musiałam odwrócić wzrok od ekranu. Nagromadzenie emocji i wydarzeń jest tak duże, że przytrzymuje naszą uwagę mocno w swoim uścisku bez oznak odpuszczania.

Nieco słów należy też wspomnieć o aktorach. W postać szamanki Nim wcieliła się Sawanee Utoomma i przyznaję, że był to doskonały wybór. Ta kobieta jest po prostu wspaniała w swoim powściągliwym przekazie, pozwalając jednocześnie, aby ten miejski horror sam się budował. Równie dobrze wypadła 21-letnia Narilya Gulmongkolpech, która zagrała Ming. Medium pozwala na zniuansowany jej występ. Wczesne zachowanie Ming, może się wydawać nielogiczne, można to wytłumaczyć rytuałami kulturowymi, takimi jak ukrywanie kurkumy („Ta Pa Ba”) w swojej szafie, aby odeprzeć złe duchy. Kiedy materiał dokumentalny pokazuje dziewczynę popychającą dziecko na publicznym wydarzeniu, filmowcy wzbudzają empatię dla Ming poprzez komentarze przed kamerą - nakręcone w plenerze w malowniczych sceneriach - o jej powracających bólach głowy: „Kiedy boli… wydaje się, że się rozpadnie”Takie chwile bezbronności są korzystne dla założenia dokumentalnego. 21-letnia aktorka rzeczywiście hamuje, gdy wiele duchów w pełni i całkowicie opanowuje jej postać, ale zawsze wydaje się zwracać uwagę na kierunek kątowy i to, jak będzie wyglądać: czy to przez tradycyjne straszenie czy podczas immersyjnych sekwencji opętania, w których kamerzyści nerwowo mierzą odległość od fotografowanych osób. W gatunku horrorów wykonawcy często dają się wciągnąć w tropy postaci i w ten sposób ignorują to, czego niektóre sceny wymagają emocjonalnie. Gulmongkolpech w Medium nie pada ofiarą frazesów, ale raczej zatraca się zarówno w sakralnym, jak i profanalnym aspekcie roli.

Czasami Medium traci impet ze swoimi sekwencjami nadzoru. Twórcy filmu zapewniają zwykłe wizualizacje nocnego terroru i jedno szczególnie przerażające ujęcie z bliska; jednak te sceny nie zapewniają nic poza zaspokajaniem entuzjastów kina gorePisanthanakun i spółka osiągają znacznie więcej, skupiając się na złożoności rodzinnych relacji i na tym, co niektóre z wielkich ujawnień oznaczają dla każdej postaci. Na szczęście Medium nie dobiega do ostatniego aktu z tanimi sztuczkami i przerażeniem - zamiast tego twórcy filmu pamiętają, jak ważne jest utrzymanie zaangażowania widzów w założenie dokumentalne, jednocześnie odblokowując wszystkie demony, które wcześniej pozostawały ukryte.

Tajski film osiąga coś naprawdę wyjątkowego dzięki swojej specyfice kulturowej i autentycznej dokumentalnej atmosferze. Medium to prawdopodobnie horror roku, który powinien być oglądany na największym możliwym ekranie.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹8/10


Reżyseria:
Banjong Pisanthanakun

Scenariusz:
Chantavit Dhanasevi
Na Hong-jin
Banjong Pisanthanakun

Rok produkcji:
2021

Obsada:
Narilya Gulmongkolpech
Sawanee Utoomma
Sirami Yankittikan
Yasaka Chaizorn
Boonsong Nakphoo
Arunee Wattana
Thanutphon Boonsang
Pokapol Srirongmuang
Akkaradech Rattanawong
Chatchawat Sanveang
Yossawat Sittiwong
Arnon Losiripanya


6 komentarzy:

Martyna Kazimierczak pisze...

Jeszcze filmu nie widziałam, ale na pewno jak najszybciej nadrobię. Miałam jechać na pokaz premierowy do kina, ale niestety zmogła mnie wtedy choroba jak na złość. Ale nadrobię.

Deicide666 pisze...

Byłem na premierze w kinie. Film miażdży, a zwłaszcza jego druga część, w której opętanie głównej bohaterki osiąga apogeum. To robiło piorunujące wrażenie.
Film jak najbardziej godny uwagi i zgadzam się ze stwierdzeniem, że jak najbardziej trzeba go oglądać na jak najwiękzzym ekranie. Brawo! 👏 Dawno nie miałem takich ciar na plecach momentami.

Bartek Skolimowski pisze...

W horrorze Pisanthanakuna wszystko się dzieje powoli, ale jakże intensywnie. Zawiera wszystkie elementy azjatyckiego horroru unikalne dla gatunków koreańskich i tajskich, takie jak przerażająca muzyka i mrocznie nasycony obraz.
Co prawda film traci czasem rozpęd ze względu na wady swojego mockumentalnego stylu, ale Pisanthanakun odnosi znacznie większe sukcesy, gdy koncentruje się na złożoności rodzinnych powiązań i na tym, co niektóre klucze ujawniają dla każdej postaci. Bardzo dobry horror, który koniecznie trzeba obejrzeć.

Irek Bołądź pisze...

Naprawdę przerażający film, który ma zarówno głębię, jak i przerażenie, coś, co nie jest często widywane w hollywoodzkich horrorach. Początkowa część filmu jest niesamowicie powolna, ale dobrze nadaje się do stworzenia nastroju i skutecznie przygotowuje nas na to, co ma nadejść w drugiej połowie. Chciałbym trochę lepiej zrozumieć ostateczny egzorcyzm, ponieważ wydaje się, że pod koniec całość jest nieco przypadkowa.

Klaudiusz pisze...

To najbardziej przerażający film o egzorcyzmach, jaki kiedykolwiek widziałem. Jest taki przerażający, brutalny, urzekający i prowokujący zarazem. Przyciąga twoją uwagę i utrzymuje cię w napięciu od samego początku, aż zaczną się pojawiać napisy końcowe. To jak dotąd najlepszy horror roku.

Anonimowy pisze...

Całkiem fajny, choć zdecydowanie za długi. Jednak ogląda się spoko.