Kiyoshi Kurosawa jest znanym reżyserem J-Horrorów. Jego wyjątkowe wizje sprawiają, że nie mogę się oprzeć żadnemu z jego fascynujących filmów. Niesamowity The Guard from the Underground (1992), Cure (1997), Charisma (1999), Séance (2001) czy Loft (2005) to tylko niektóre filmy gatunkowe, które zdobyły ogromną popularność na całym świecie. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie oglądając filmy Kurosawy, że tu nie chodzi tylko o historię, ale przede wszystkim przerażenie, jakie widz ma odczuć podczas seansu. Przerażenie, które nigdy nie zostanie zapomniane. Jego niesamowity i jakże niepokojący horror Kairo (jeden z moich ulubionych horrorów w ogóle) jest doskonałym odniesieniem do kolejnego dzieła filmowego Kiyoshi Kurosawy, które będę chciała dziś omówić. Chodzi o równie niepokojący, jak poprzednik horror Sakebi, który również posługuje się szeregiem niedopowiedzeń, plamami w fabule i cieniami, aby w ten sposób oszukać oko widza i opowiedzieć zaskakującą historię. W nim tło jest tak samo ważne jak to, co jest na wierzchu.
Detektyw Yoshioki prowadzi śledztwo w sprawie kilku morderstw, w którym ofiary toną w kałużach wody morskiej. Jednocześnie Yoshioka jest nawiedzany przez kobietę-ducha, która jego zdaniem jest pierwszą ofiarą tej serii morderstw. Okazuje się jednak, że sprawy morderstwa i jego prześladowca-duch nie są ze sobą powiązane tak, jak początkowo sądził.
Kara to czwarta część serii J-horror Theatre, antologii horrorów, które nie mają ze sobą absolutnie żadnego związku (poza tym, że są horrorami). Na dobrą sprawę, to nawet można by rzec, że interesujący mnie dziś film, to bardziej kryminał, niż horror. Tak, ma w sobie coś niepokojącego, a nawet coś, co mrozi krew w żyłach, ale nie jest to jakoś nazbyt przerażające. Kobiecy duch w czerwonej sukience, od czasu do czasu zamieniający się w krzyczącą banshee, to absolutnie fascynująca kreacja. Przerażające – nie, ale praca wizualna stojąca za jej wyglądem jest imponująca. Mogłaby stać się ikoną, gdyby ten film był lepiej odbierany przez ogół społeczeństwa.
Kiedy po raz pierwszy obejrzałam Retribution, a było to już kilka ładnych lat temu, pamiętam, że początkowo nie bardzo wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi? Kręciłam nosem na aktorstwo, bo wydawało mi się wówczas bez polotu. Historia dziwna, zagmatwana i właściwie ,,z czym to się je?''. Potem przyszedł czas na drugi seans, trzeci i...wszystko się ułożyło. Nie wiem kiedy, nie wiem jak. Gra aktorska zaczęła mi się podobać, a i dialogi stały się jakoś bardziej zrozumiałe i wręcz filozoficzne. Po zakończonym seansie doszłam do jednego wniosku - Retribution to naprawdę świetny film. Z pewnością spodoba się tym widzom, którym do gustu przypadł Kairo.
Na pewno szczególną uwagę należy zwrócić na oprawę dźwiękową. Każdy dźwięk, wrzask, zawodzenie, płacz, drapanie jest wzmacniane do punktu, w którym nasze ucho przeszywa ból. To niepokojące w najlepszy możliwy sposób. Dodaje to tak wiele do atmosfery i ogólnego tematu filmu. Ścieżka dźwiękowa jest niczym więcej niż tym, na co liczyłam i szczególnie ceniłam i cenią zresztą do dziś w filmach grozy. Oprawa dźwiękowa ma dla mnie chyba nawet większe znaczenie niż wizualna, ponieważ wpływa zdecydowanie na odczucia i emocje widza podczas seansu. Tu subtelna, ale piękna, nawiedzona harmonia, która nie jest nadużywana ani niedostatecznie wykorzystywana. Pojawia się i znika, gdy wymaga tego dana scena i nie jest wówczas mile widziana. To idealna równowaga, która poprawia pracę dźwięku w najlepszy możliwy sposób.Aktorstwo, które początkowo tak bardzo zbeształam, po trzech seansach przyznaję - stoi na bardzo wysokim poziomie. Widać to szczególnie w scenach z duchami. Krąży dużo filozoficznych rozmów z mocnymi obrazami i mocnymi dialogami. No właśnie...sceny z duchami. Są one niesamowite. Duch jest niesamowicie zaprojektowany. Ruchy kobiety-zjawy są jednocześnie zwolnione i przyspieszone do przodu, nie mogę nawet pojąć, jak to działa. To tak, jakby poruszała się jednocześnie w zwolnionym tempie i szybko do przodu. Czuje się CG, ale to nie jest CG. To wydaje się prawdziwe, ale jednocześnie nie jest. Chociaż wizje duchów nie są tak przerażające jak w Kairo, są tradycyjnie japońskie. Płyną, czasem z rękami wyciągniętymi do przodu – charakterystyczne dla najstarszych rysunków mściwych duchów. Ale to czasami sprawia, że wyglądają na przemian pięknie, przerażająco lub nieumyślnie komicznie. Kobieta-duch jest tu o wiele bardziej natrętna niż widma z Kairo.
Głównym tematem tego filmu jest poczucie winy i zazdrość. Pojawiają się też drobne motywy potrzeby ucieczki od odpowiedzialności czy zrzucania winy. Ciężko zagłębić się tu w poszczególne motywy i chyba nawet nie będę próbowała tego robić, żeby potencjalnie nie zepsuć całego filmu. Kurosawa jest tutaj bardzo pochłonięty odbiciami, sprytnie używając luster do tworzenia bardzo złożonych scen. Rzuca również widzowi wyzwanie coraz bardziej skomplikowanymi możliwościami, ponieważ każda wskazówka przesuwa podejrzenia wokół podejrzanych, zarówno żywych, jak i martwych. Retrospekcjom i wizjom nie można ufać, ponieważ mogły być wyśnione lub wyobrażone. W miarę rozwoju fabuły rośnie również stopień surrealizmu.
Podoba mi się w fabule złożona tajemnica morderstwa połączona z historią o duchach. Oczywiście film jest dość trudny w zrozumieniu i nie wszystko do końca ogarnęłam, również zakończenie jest zastanawiające i pozostawia los naszego bohatera do interpretacji. Retribution to hipnotyzująca i senna opowieść. To film typowy dla Kiyoshi Kurosawy. Jego powolne, wyciszone i nieco dziwaczne horrory nie są dla wszystkich, ale jeśli widziałeś poprzednie prace Kiyoshiego, wiesz, czego się spodziewać.
PS. Jako ciekawostkę dodam tylko, że scena, w której widmowe ręce wyłaniają się z popękanej ściany jest niemalże żywcem wycięta ze Wstrętu (1965) Romana Polańskiego.
3 komentarze:
Uwielbiam ten film. Jeden z moich ulubionych horrorów w ogóle.
Dobry, naprawdę robi wrażenie.
Jestem wielkim fanem twórczości Kiyoshi Kurosawy. Zanim obejrzałem ''Sakebi'', wiedziałem, że nie będzie to film w stylu innych gatunków, takich jak Juon czy Chakushinari. Uważam, że ten film nie został dobrze oceniony i pozostał niedoceniony. Irytuje mnie, że dzisiejsza, karmiona łyżeczką publiczność uznaje wszystko, co niewytłumaczalne lub tajemnicze w filmie, za zły scenariusz i reżyserię. ''Sakebi'' to kolejny przykład japońskiego horroru, który został źle zrozumiany i odrzucony przez masy. Szkoda.
Prześlij komentarz