wtorek, 23 października 2018

Noejeolgaesul (aka Geo-Lobotomy); Korea Południowa

Zazwyczaj, kiedy mowa o filmie Geo-Lobotomy większości widzom przychodzi na myśl twórczość Davida Lyncha. Ja jednak - jako zagorzała  fanka amerykańskiego reżysera - po obejrzeniu dzieła Gok Kim'a nie czułam się usatysfakcjonowana. Nie odnalazłam ani krzty podobieństwa do dzieł Lyncha, którego filmy niejednokrotnie fascynują i pozostają w pamięci na długo. Geo-Lobotomy obejrzałam z wielkim trudem, gdyż od samego początku, aż do końca wieje przeogromną nudą.
Niektórzy dają temu obrazowi nalepkę nie horroru, a filmu science fiction. Bo ja wiem? Osobiście skłaniam się ku stwierdzeniu, że z horroru małe co nieco ma, z gatunku, jakim jest s/f - jeżeli ma to albo bardzo niewiele albo nie zauważyłam tego. Jakkolwiek jednak by nie było - wypada bardzo mizernie.

Film opowiada o pewnym eksperymencie, jaki został przeprowadzony w podziemiach nieczynnej kopalni. W wyniku tego eksperymentu, po okolicy grasuje potężnie zbudowany, długowłosy morderca, który swoje ofiary zabija...łopatą.

Ot, wydawać by się mogło, że oto mamy do czynienia z kolejnym - w tak nielicznej grupie koreańskich horrorów - filmem gore. Nic bardziej mylnego. Nie ma tu ani odrobiny gore, nie ma odrobiny slashera, nie ma odrobiny grozy i w ogóle nie wiem, dlaczego film podpisuje się mianem ''horror''. Nie ma tu nic z horroru.
Przez te 100 minut trwania filmu, które dłużą się niemiłosiernie, nie dzieje się kompletnie nic, co oczekiwałby zatwardziały fan filmowej grozy.

Jedna wielka klapa, rzecz biorąc: wątki nie trzymają się kupy (choć bardziej trzymają się tej dosłownej), poszczególne sceny są zupełnie niezrozumiale i tak naprawdę w całości nie bardzo rozumiałam o co właściwie tu chodzi. Nie często mi się zdarza, aby nie zrozumieć azjatyckiego filmu, ale Geo-Lobotomy jest właśnie filmem, którego nie zrozumiałam zupełnie. Główną tego przyczyną są wspomniane już, wyrwane zupełnie z kontekstu wątki i sceny, jak np. ta, kiedy to para młodych ludzi zostaje zaatakowana przez owe eksperymentalne monstrum. Chłopak-nieszczęśnik, zostaje na wylot przebity łopatą na wysokości mostka...na anatomii znam się jak na fizyce kwantowej, ale nie bardzo mogę sobie wyobrazić, aby w realu faktycznie łopata była w stanie przebić na wylot górną część tułowia. Czepiam się, ale mam do tego prawo, bo oto chwilę potem widzimy tego samego młodego mężczyznę w towarzystwie swojej towarzyszki, który siedząc popija jakiś niezidentyfikowany trunek z butelki. No zaraz, zaraz...zmartwychwstał? Głupoty na tym nie koniec. Nasz ''zły bohater'', choć pokaźnej postury, przewraca się, jak małe dziecko pod nieudolnymi ciosami atakowanej kobiety. Przyznam, że ta scena rozbawiła mnie całkiem nieźle. No, ale żeby morderca ''zachował twarz'', dogania on (jakimś cudem) kobietę i zabija ją. Dlaczego zaznaczyłam, że ''jakimś cudem''? Otóż dlatego, że kobieta była w znacznej odległości od oprawcy, który niczym ślamazara co chwila potykał się i tarzał w śniegu.

Jakby tego było mało, o czym wspomniałam na samym początku - z filmu zionie NUDA...i to tak okrutna, że w pewnym momencie naprawdę zastanawiałam się czy nie nacisnąć ''Stop''. Okazałam się ''twardą sztuką'' i wytrwałam do końca. Pewnie gdzieś w głębi duszy tliła się iskierka nadziei, że może coś się rozkręci, ale niestety, okazała się ona płonna. Nie rozkręciło się nic.

Jak na 100 minut trwania filmu nie zobaczyłam żadnej horrorowej sceny. Może znalazły się dwie, gdzie nieco krwi pokazano, ale na tym Moi Drodzy koniec. Tak więc dalej zachodzę w głowę, dlaczego to ów ''arcydzieło'' filmowe śmie się nazywać dumnie ''horrorem''. Chciało by się brzydko powiedzieć - ''Żal d..ę ściska'', ale nie spodziewałam się takiego gniota w koreańskim wydaniu.

Szczerze mówiąc, nie napiszę już chyba nic, co mogłoby zachęcić potencjalnego widza. Nie wiem - wybór należy do Was, ale ja tam wolę się trzymać od tego typu ''horrorów'' z daleka.

MOJA OCENA:
👹👹👹 3/10


Reżyseria:
Gok Kim
Sun Kim

Scenariusz:
Sun Kim

Rok produkcji:
2005

Obsada:
Kyoung-jin Min
Ran-hee Lee
Hyun-min Na


Brak komentarzy: