czwartek, 18 kwietnia 2019

Gon-ji-am (aka Gonjiam: Haunted Asylum); Korea Południowa

Kiedy w roku 1999 świat filmowej grozy dostał Blair Witch Project (reż. Daniel Myrick/Eduardo Sanchez), jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać i tworzyć się wręcz na masowa skalę tzw. horrory paradokumentalne (horror verite). Amerykanie idąc za sukcesem ,,Wiedźmy z Blair'' zaczęli zasypywać zachodnich kinomaniaków tego rodzaju produkcjami, co w pewnym momencie doprowadziło do pewnego rodzaju przesytu. Nie trzeba było długo czekać, ażeby horrory kręcone w duchu filmu dokumentalnego zawładnęły również i azjatyckim światem filmowym. Dziś można przytoczyć już wiele mniej lub bardziej znamienitych tytułów z różnego zakątka Azji. Japonia może się poszczycić chociażby znakomitym Noroi (2005), Malezja świetnym Seru (2011), a Singapur ma swój Haunted Changi (2010). Dziś będę chciała Wam zaprezentować film niezmiernie podobny do produkcji singapurskiej, jednak powstały w Korei Południowej. Jest to praktycznie ,,świeżynka'' z zeszłego roku -  Gonjiam, którego reżyserem jest Beom-sik Jeong.

Grupa przyjaciół zafascynowanych zjawiskami nadprzyrodzonymi udaje się do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, aby zrobić streaming live w internecie. Chodzą słuchy, że w 1979 roku w tym właśnie szpitalu doszło do serii samobójstw wśród pacjentów, a po ówczesnej dyrektorce ślad zaginął. Pojawiające się pogłoski oraz dziwne historie o opuszczonym szpitalu sprawiły, że stał się on jednym z siedmiu najstraszniejszych miejsc na świecie. Znany vloger wraz z szóstką swoich przyjaciół  stają się wkrótce świadkami czegoś przerażająco niepojętego...

Z reguły dziś do tego rodzaju filmów jestem nastawiona sceptycznie, gdyż wiem, że są fikcją totalną, jednak historia szpitala Gonjiam ma ,,drugie dno''. Samo miejsce, jakie zostało wybrane na główne tło horroru Beom-sik Jeonga istnieje naprawdę i właśnie głównym założeniem koreańskiego reżysera był aspekt, aby zachodni widz wiedział, że takie miejsce istnieje i autentycznie ma przyklejoną ,,łatkę'' miejsca nawiedzonego, aczkolwiek wiadomym jest, że na potrzeby filmu wiele elementów zostało mocno wyolbrzymionych, ale wpierw pozwólcie, że zapoznam Was z autentycznym miejscem, którym jest Szpital Psychiatryczny Gonjiam. O nim teraz opowiem małe co nie co.
Gonjiam został nazwany jednym z najbardziej nawiedzonych miejsc w Korei Południowej, a CNN Travel stwierdziło nawet, że jest to jedno z najdziwniejszych miejsc na świecie. Prawda jest jednak zupełnie inna. Okazuje się, że nie nie jest to żadne siedlisko nadprzyrodzonych zjawisk. Jak wiadomo, media lubią rozdmuchiwać pewne pogłoski, a już wręcz uwielbiają powtarzać legendy o tajemniczych zgonach, szalonych lekarzach, którzy byli niemniej szaleni, niż ich pacjenci na oddziałach oraz o innych dziwacznych opowieściach, które miałyby na celu jedynie ,,podkręcić'' zainteresowanie danym miejscem. 
Sam szpital został zamknięty w latach 90. XX wieku i  porzucony z bardziej przyziemnych powodów, niż duchy czy przerażające upiory. Gonjiam został zamknięty głównie z powodu pogorszenia się koniunktury gospodarczej, niehigienicznych warunków, jak również problemów z systemem odprowadzania ścieków, a nie ze względu na szalonych lekarzy czy morderczych pacjentów. Wraz ze wzrastającym problemem oczyszczania ścieków, właściciel działki, na której szpital się znajdował, opuścił kraj i nie pozostawił żadnej dokumentacji dotyczącej gruntów czy samego budynku. Ostatecznie właśnie wtedy drzwi szpitala zostały zamknięte i został on oficjalnie porzucony...nie licząc łowców duchów czy ekip filmowych, które co roku całymi hordami odwiedzają niszczejący budynek, szukając dowodów na istniejące tam zjawiska paranormalne czy przysłowiowe szkielety w szafach. 
Miejscowi nie zachęcali turystów do odwiedzania tego miejsca i nie udzielali wskazówek, jak tam dojść. Budynek był w złym stanie technicznym i nie trudno było o tragedię. Mimo tego ludzie włamywali się do szpitala psychiatrycznego Gonjiam, odwiedzając pomieszczenia pełne zardzewiałych maszyn, szpitalnego sprzętu, brudnych materacy, co dodawało temu miejscu złowrogiej aury...

Ok, tyle słowem wstępu o miejscu rozgrywanych wydarzeń w horrorze Jeonga. Co zatem można powiedzieć o samym filmie? Ano można powiedzieć dużo dobrego, ponieważ film mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Początkowo może nic nie zapowiadało ciekawego widowiska, bo przecież horrory verite nie mogą nas już właściwie niczym ciekawym zaskoczyć. Najczęściej kręcone ,,z ręki'' ukazują chaotyczny obraz wydarzeń, ludzie biegają, krzyczą, a na ekranie rozgrywa się jeden wielki mętlik. Widz dostaje oczopląsu i nie jest w stanie dostrzec, co w danej chwili się właściwie dzieje. 
Tu początek filmu wydaje się nieco ospały. Główni bohaterowie spędzają czas na dywagacjach i planowanej wyprawie, widzimy, jak przygotowują się do drogi, co ze sobą zabierają. Wiem, że jest to w pewnym sensie niezbędna część filmu (podobnie miało to miejsce we wspomnianym The Blair Witch Project), ale w koreańskim horrorze, ta część była niemiłosiernie rozwleczona (według mnie), to początkowo strasznie nużyło, a jak nie początkowo, to po jakimś czasie już zaczęło. Nawet moment, kiedy młodzi ludzie przekraczają drzwi szpitala Gonjiam i są już w jego wnętrzu nie wywierają na nas jakiego piorunującego wrażenia. Owszem, są sceny lepsze i gorsze. Na pewno wkrada się w nas ciekawość podczas eksploracji opustoszałych sal szpitalnych, pełnych sprzętu, łóżek czy dokumentacji medycznej, kart pacjentów, etc...Kiedy bohaterowie znajdują starą fotografię, na której widnieją pacjenci szpitala oraz jego dyrektorka, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, razem z nimi zastanawiamy się, co mogło się jej przytrafić. Tworzymy wraz z nimi najróżniejsze teorie, a nutki grozy dodaje fakt, iż kobieta ta miała prawdopodobnie przeprowadzać na pacjentach szpitala nieludzkie eksperymenty, które niejednego doprowadziły na tamten świat. I teraz zadajemy sobie pytanie: czy umęczone i pełne chęci zemsty dusze pacjentów zabiły kobietę i grasują po pustych korytarzach Gonjiam? Wszystko na to wskazuje. I tu zaczyna robić się ciekawie, gdyż nasi bohaterowie zaczynają doświadczać zjawisk przerażających, których nie są w stanie zrozumieć. Pojawiają się dziwne i przerażające dźwięki, a na taśmach zaczynają dostrzegać niewyjaśnione postaci i cienie, których normalnie nie są w stanie dostrzec. Prawdziwy jednak hardcore przeżywają w momencie, kiedy zaczynają być atakowani przez nieznane siły. Ich przerażenie sięga apogeum. Każdy z nich zaczyna znikać w dziwnych okolicznościach, a pozostali uczestnicy wyprawy nie są w stanie się wydostać z budynku. 

Właśnie na tym etapie, horror jest najciekawszy. Stopniowo wraz z rozwojem akcji, historia zaczyna nas coraz bardziej wciągać. To, co przede wszystkim skupia naszą uwagę, to niesamowity klimat tego filmu, który dodaje mu tak naprawdę napięcia. Największym mankamentem chyba wszystkich verite jest ich oświetlenie, a właściwie jego brak. Jest dość ciemno i trudno nam niekiedy dostrzec cokolwiek. To psuje niejednokrotnie zabawę podczas seansu, ale cóż...czego mamy się spodziewać, skoro młodzi ludzie biegają po pustych i opuszczonych korytarzach, gdzie prąd już dawno został odłączony, a oni wspomagają się jedynie latarkami. Pewnie - ma być jak najbardziej naturalnie, ale nie zmienia to jednak faktu, że ogląda się to wszystko niekiedy źle. Wielu uważa, że forma found footage jest jego największą wadą, gdyż przyprawia o mdłości widzów podatnych na chorobę lokomocyjną. ;)
Aktorstwo jest tu solidne i widać to w każdej kolejnej scenie. Młodzi ludzie muszą odegrać autentyczny strach oraz pokazać ogromną solidarność, kiedy drugiemu dzieje się krzywda. Wygląda to przekonująco, gdyż wszyscy wykonują tu świetną robotę - wyglądają naprawdę na przerażonych w momencie, kiedy w poszczególne sceny wkradają się zjawiska paranormalne.

Gonjiam: Haunted Asylum zdecydowanie ma swoje przerażające momenty i porusza się w bardzo stabilnym tempie. Ma on swoje wady i zalety, ale myśl przewodnia jest taka: nigdy nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą. Nie zgłębiaj czegoś, czego nie rozumiesz i przed czym nie jesteś się w stanie obronić. Nie wyjdziesz z tego cało...

Tak więc w ogólnym rozrachunku stwierdzam, że Gonjiam: Haunted Asylum jest horrorem solidnym, ale niestety nie innowacyjnym. Nie zdobędzie przełomowego statusu w gatunku kina grozy. Pewnie, zawiera w sobie nutkę strachu, który być może u niektórych sprawi, że będą spali przy włączonym świetle przez noc czy dwie, ale osiąga to, co zamierzał zrobić od samego początku jako film grozy: straszy (skutecznie) kilku niczego niepodejrzewających widzów. Z tego też powodu szczerze polecam seans późną wieczorową bądź nocną porą. Przerażające wrażenia murowane!

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹👹👹 8/10

Reżyseria:
Beom-sik Jeong

Scenariusz:
Beom-sik Jeong
Sang-min Park

Rok produkcji:
2018

Obsada:
Seung-Wook Lee
Ah-yeon Oh
Ye-Won Mun
Ha-Joon Wi
Ji-Hyun Park
Sung-Hoon Park


4 komentarze:

Mariola pisze...

Którejś pięknej nocy, kiedy spać nie mogłam - włączyłam sobie ten film. Szczerze? Myślałam, że narobię w gacie ze strachu. Już dawno żaden horror nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Za horrorami found footage nie przepadam specjalnie, ale ,,Gonjiam: Haunted Asylum'' wgniótł mnie dosłownie w łóżko!!! :D

Martyna Kazimierczak pisze...

Jeśli dobrze kojarzę, to budynek szpitala został już zburzony. Ogólnie film spoczko.

Norbert Bajor pisze...

Ogólnie film niczego nowego nie wnosi, ale gdyby tak oglądać nocną porą, to nawet można się wystraszyć. Początek trochę ospały, ale z czasem się rozkręca powoli i potem już jest tylko lepiej. Są momenty, które sprawią, że włos się nam zjeży na głowie. Całkiem przyzwoity horror, nie ma co.

Adrian Manilski pisze...

Świetny horror, jeden z lepszych jakie widziałem w ostatnim czasie. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego seansu na wielkanocny czas :) Ogólnie bardzo ciekawa koncepcja na horror. Podobał mi się sposób kręcenia filmu, fajnie podkręcał atmosferę. Grozy też tu nie brakuje, zwłaszcza w końcowej części filmu. Niby to typowy found footage, którymi - jak napisano w recenzji - niekiedy czujemy już przesyt, ale mimo tego, seans nadal cieszył i sprawiał radochę. Polecam i z pewnością jeszcze nie raz za niego chwycę np. jesiennym wieczorem - idealnie! :)