piątek, 20 grudnia 2019

Bangkok Haunted; Tajlandia

Bardzo lubię azjatyckie antologie grozy. Zazwyczaj niosą ze sobą olbrzymią dawkę strachu dla widza, co jest oczywiście ogromnym plusem. Dodatkowo mamy do dyspozycji kilka historii skumulowanych w jednym filmie. Trzeba jednak przyznać, że nakręcenie takiej antologii horroru jest niezmiernie trudne, bo każda historia musi na swój sposób i zainteresować fabułą i dodatkowo skutecznie widza przyprawić o dreszcze, a doskonale wiemy, że nie zawsze się to udaje. 
Można by powiedzieć - patrząc na reżyserów Bangkok Haunted, że tu raczej nie powinno być jakichkolwiek problemów i z jednym i drugim. Wszak Oxide Pang Chun - twórca tak świetnych filmów grozy, jak Oko (2002) czy też Ab-Normal Beauty (2004) nie może stworzyć słabego horroru - tak zapewne większość pasjonatów azjatyckiego kina grozy twierdzi. Ja również miałam wielkie oczekiwania w stosunku co do tego filmu, bo przecież nazwisko jednego z najbardziej znamienitych twórców azjatyckiej grozy do czegoś zobowiązuje, prawda? A Oxide Pang Chun zna się na rzeczy, jak prawie nikt inny. No cóż, muszę przyznać, że Bangkok Haunted wypadł tu jednak zaskakująco przeciętnie...ale o tym poniżej...

W pubie trzy młode koleżanki opowiadają sobie niesamowite historyjki, miło spędzając przy tym czas. Właściwie dziewczyny opowiadają trzy historie, z których pierwsza - ,,Legend of The Drum'' opowiada historię młodej dziewczyny imieniem Jieb, która prowadzi antykwariat. Pewnego dnia w jej ręce wpada niezwykły bęben. Kobieta kontaktuje się w tej sprawie z dawnym profesorem, który odczytuje inskrypcję znajdującą się na bębnie i opowiada Jieb historię zakochanej pary, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Wkrótce dziewczynę zaczynają prześladować dziwne sny związane z bębnem. 
Druga historia zatytułowana ,,The Black Magic Woman'' ukazuje nam losy Pam, młodej kobiety, która pragnie znaleźć partnera. Otrzymuje ona któregoś razu od sąsiadki tajemniczy flakonik z perfumami. Okazuje się, że perfumy te mają magiczną moc, która przemienia każdą kobietę w seksownego wampa. Pam jest zachwycone, jednak nie zna makabrycznego sekretu tych perfum. 
,,Revenge'' to trzecia opowieść, której bohaterem jest detektyw Nop. Prowadzi on śledztwo w sprawie tajemniczego samobójstwa młodej dziewczyny. Nop podejrzewa jednak, że dziewczyna została zamordowana i podejrzewa o to męża kobiety: brutalnego sadystę oraz jej byłego chłopaka. Wkrótce jednak detektyw odkrywa zaskakujące fakty związane ze śmiercią dziewczyny.

Jak wspomniałam na wstępie, oczekiwałam wiele po tym filmie. Niestety Bangkok Haunted nie do końca spełnił te moje oczekiwania. Antologie, żeby widza zachęcić i przyciągnąć do siebie, powinny mieć zaskakujące historie i pomysłową fabułę. Powinny być też na swój sposób oryginalne, żeby widz podczas seansu mógł je od siebie odróżnić. Na pewno wszyscy znamy kultowe już Tales from the Crypt (1989) czy z azjatyckich chociażby Three...extremes (2002) czy J Horror Anthology: Legends (2005). Niestety Bangkok Haunted bardzo odbiega od tych tytułów i tej antologii z pewnością nie można wpisać w poczet tych najbardziej ciekawych i efektownych. Oczywiście ma ona też swoje plusy, o czym za chwilę będę chciała napisać.
Pierwsza historia jest chyba najbardziej spójna ze wszystkich trzech i na swój sposób wyrafinowana jednocześnie. Na pewno dużym plusem jest to, że zawarta w tej historii jedna opowieść zawiera w sobie kolejną. Jednak próżno tu niestety szukać jakiejkolwiek grozy, bo tak naprawdę do typowego horroru w tym wypadku bardzo daleka droga. Cała historia bardziej przypomina tanie romasidło, niż rasowy horror., choć skłamałabym, gdybym stwierdziła, że małego dreszczyku tu brak, jednak jak dla mnie jest jego zdecydowanie za mało.
Druga historia o przeklętych perfumach, to też nieco inna bajka. Fabuła jest mało sprecyzowana i niekiedy brakuje jej spójności. Te braki chyba nadrabia jednak kilkoma nie najgorszymi scenami grozy, których tu uraczymy. Nie zaspokoiło to jednak mojego łapczywego apetytu na grozę.
Najlepiej się prezentuje według mnie trzecia opowieść. Jest ona ukazana najbardziej logicznie, a oglądane wydarzenia układają się w ciąg zdarzeń, które prowadzą do ciekawego aczkolwiek mało zaskakującego rozwiązania.
Ciekawe jest też to i nie trudno tego nie zauważyć, że bohaterka występująca w każdej z historii, wygląda niemalże identycznie, jak dziewczyna, która daną historię opowiada. Może właśnie to, co dzieje się na końcu, nie jest tak zaskakujące. Niezwykłą rzeczą w opowiadanej historii jest to, jak została ona wykonana. Widz nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki nie skończy się pierwsza historia i nagle naszym oczom ukazują się trzy dziewczyny w barze. Zasadniczo jest to bardzo cienki sposób trzymania razem trzech opowieści, które mają niewiele wspólnego z wyjątkiem duchów.

Nawet nie bardzo tą produkcję ratuje obecność długowłosych zjaw i przedmiotów obłożonych klątwą, których to tematykę tak bardzo lubią miłośnicy skośnookiej grozy. Tajski horror w tym wypadku wypada nadzwyczaj przeciętnie. Czasami nawet się zastanawiałam, jaki cel przyświecał twórcom Bangkok Haunted? Stworzyć wielowymiarowy film grozy z prawdziwego zdarzenia czy jedynie ukazać widzom tajski folklor i wierzenia, jakie tam występują...Scen grozy jest tu naprawdę niewiele, a co za tym idzie - strachu jak na lekarstwo. A jeżeli już się jakieś pojawią, to naprawdę nie wzbudzają w nas zbyt wielkich emocji.

Z pewnością lepiej obraz Oxide Panga i Pisuta Praesangeama wypada na płaszczyźnie wizualnej i technicznej. Widać, że realizacja jest tu naprawdę przyzwoita, same zdjęcia też stoją na wysokim poziomie i tu nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Również i muzyka spełnia tu w pełni swoje zadanie, a i aktorstwo stoi na przyzwoitym, choć nie bardzo wysokim poziomie. No, ale też nie ma co wymagać od aktorów, skoro i ich role nie były jakoś nazbyt wymagające.

Więc, jak napisałam na początku, Bangkok Haunted nie spełnił moich oczekiwań. Seans dłużył się niemiłosiernie i niekiedy ciężko było przez to przebrnąć. Naprawdę. Owszem, nie jest to film z tych, które się obejrzy i zapomni, ale też nie jest to żaden górnolotny horror. Kilka ciekawych efektów specjalnych czy jedna obrzydliwa scena z wymiocinami nie są w stanie zaspokoić zepsutych grozą umysłów horrormaniaków. Dobra realizacja czy świetne zdjęcia też nie ratują tej produkcji, bo to jedynie mały krok do pełnego sukcesu.
Mimo, że jest to jedna ze słabszych antologii grozy, jakie do tej pory dane mi było obejrzeć, to nie zamierzam Was zniechęcać, bo zapoznać się z filmem oczywiście warto. Jednak nie nastawiajcie się na masę emocji czy dreszczy grozy, bo niestety, tym razem nie tędy droga.

MOJA OCENA:
👹👹👹👹👹👹 6/10

Reżyseria:
Oxide Chun Pang
Pisut Praesangeam

Scenariusz:
Pisut Praesangeam

Rok produkcji:
2001

Obsada:
Pimsiree Pimsee
Dawan Singha-Wee
Pramote Seangsorn
Kalyanut Sriboonrueng
Pete Thongucha


5 komentarzy:

Adam Mroczek pisze...

Ciekawy, choć niestety mało straszny. Z braku laku jednak można obejrzeć, jak się nie ma co robić w zimowy wieczór.

SETH pisze...

Nie bardzo wiem czy jest co pozytywnego napisać o tym filmie. Kiedy zobaczyłem, że stoją za nim bracia Pang, to ucieszyłem się, gdyż spodziewałem się naprawdę solidnego horroru,a tak naprawdę otrzymałem trzy przeciętne opowiadania, z których żadne nie jest straszne, mimo, że w każdym pojawiają się duchy. Strasznie mi się seans dłużył i w pewnym momencie było nawet nudno. Nie wiem, co bym mógł tu ocenić na plus. 3/10

Adam Mielewczyk pisze...

Jak na azjatycki film o nawiedzeniach, „Bangkok Haunted” jest dość nudny i właściwie wcale nie przerażający. Jest to swego rodzaju antologia, ponieważ film zawiera trzy różne historie - wszystkie - wcale nie są imponujące ani przerażające.
Ogólnie rzecz biorąc, „Bangkok Haunted” jest dość słaby i nawet nie ma zwykłego poziomu horroru i przerażenia jaki charakteryzuje inne tajskie horrory. A jeśli podobają Ci się tego rodzaju antologie, to na rynku filmowym są o wiele lepsze opcje.

Czarna Anulka pisze...

Tragedii nie ma, ale spodziewałam się czegoś bardziej strasznego, zwłaszcza, że za kamerą stanął osławiony jeden z braci Pang.

Martyna Kazimierczak pisze...

Obejrzałam nie tak dawno i muszę niestety z przykrością stwierdzić, że ten horror, czy też ta antologia grozy to jest chyba najmizerniejsza w dorobku Oxide Chun Panga. Praktycznie nie czuje się klimatu grozy i w ogóle wszystko jakieś takie nijakie. Jestem rozczarowana.